środa, 5 czerwca 2013

Prolog

Mam nadzieję, że się spodoba :) nawet nie wiecie jaką radość sprawiacie mi wyświetlaniem tego bloga, a jak widzę jakiś komentarz to MEEEGA zaciesz :D Miłego czytania (i komentowania xd) ~ Ola xx
- Ola! - wydarła się do mnie przez pół korytarza Cassidy. Z za pleców przyjaciółki wyłonił się Tony.
- A coś ty taka podjarana? Człowieku, przytrzymują cię w szkole do 15 a ty się jeszcze cieszysz?!
- Co mnie obchodzi szkoła, najwyżej zerwę się z dwóch ostatnich lekcji. Wiesz co??? WYMYŚLIŁAM!! - to mówiąc uśmiechnęła się od ucha do ucha.
Co ona znowu kombinuje? Czy ja jej kazałem myśleć? Nieee, na pewno nie. Ona i myślenie to jak jednorożec patatający po niebie - niemożliwe. Patrzyłam na nią jak na jakiś wybryk natury jednocześnie szperając szybko w głowie co mogło spowodować, aż taką przemianę.
- Co się tak gapisz? - zapytała wyzywająco. - Przecież jutro urodziny Werki. Wymyśliłam dla niej prezent.
- O kurrrr...cze. Rzeczywiście jutro...Co ja jej dam ?!
- Czekoladę! - dorzucił się Tony ze swym białym uśmiechem.
- Ja się na serio pytam - odpowiedziałam strapiona.
- No i właśnie to ci próbuję powiedzieć. Ja z Tony'm mamy dobre znajomości z właścicielem stajni i obiecał pożyczyć nam dwa konie z tej okazji - jednego dla ciebie i jednego dla naszej jubilatki.
- A wy?
- Nie musimy pożyczać, w końcu mamy własne, nie?
Uścisnęłam przyjaciół. Co ja bym bez nich zrobiła. Jedno mnie martwiło. Mam nadzieję, że moi kochani dżokeje nie zostawią mnie i siostry sam na sam z końmi, bo świetna w jeździe to nie jestem, tak samo Weronika. Co prawda zabierali nas kilka razy na lekcje jazdy, ale dużo mi brakowało do perfekcji. Ooo!! Werka idzie. Teraz trzeba się ogarnąć, żeby niczego nie podejrzewała. Najwidoczniej o tym samym pomyślała reszta, bo Cass zaczęła rozprawiać na temat dręczenia zwierząt domowych. Tony dorzucił się mówiąc, że to nie ludzkie, a ja tylko przytakiwałam, jak zwykle nie w temacie. Siostra podeszła i przywitała się ze wszystkimi.
Reszta dnia minęła szybko i po krótkiej, odświeżającej kąpieli ubrałam się w piżamę:




Nie mogłam zasnąć, ciągle rozmyślałam o jutrzejszym dniu. Koło trzeciej nad ranem odpłynęłam do krainy snów. Obudził mnie budzik. Umyłam zęby, ubrałam się w to:



i zeszłam cicho na dół, tak żeby nie obudzić jeszcze śpiącej siostry. W powietrzu wisiał cudny zapach. Weszłam do kuchni i zobaczyłam mamę smażącą naleśniki.
- O śpiąca królewna już wstała! Pomóż mi Ola i smaruj Nutellą usmażone naleśniki.
- Okej, domyślam się że to dla Werki, ale mogę zjeść chociaż jednego? Proooszę umieram z głodu, zjadłabym konia z kopytami!
- Dobrze, tylko zostaw trochę siostrze i nie radziłabym ci powtarzać tego przy Cass i Tony'm - wybuchnęłyśmy śmiechem.
Po ogarnięciu fazy wzięłam nóż i zaczęłam smarować naleśniki. Przy okazji zjadłam trzy, ale to szczegół. Skończyłyśmy w ostatniej chwili, bo siostra zczłapała właśnie ze schodów i weszła do kuchni. Nie wiadomo skąd obok mnie pojawił się tata. Za plecami coś trzymał, pewnie prezent dla Werki. Odśpiewaliśmy sto lat i tata podał siostrze pudełko średniej wielkości, owinięte ozdobnym papierem. Bez zbędnych ceregieli jubilatka rozerwała papier i jej oczom ukazał się najnowszy aparat najlepszej firmy.
- Takich aparatów używają paparatzzi w Hollywood. Mama Cass ci go załatwiła.
- Ojejku dziękuję!! Musiał kosztować fortunę!! - odpowiedziała ze wzruszeniem.
Zasiedliśmy wspólnie do stołu i zjedliśmy wcześniej naszykowane śniadanie i każdy rozszedł się w swoją stronę - ja i Weronika do szkoły, a rodzice do pracy.
Po lekcjach zebraliśmy paczkę do kupy i poszliśmy według planu do stajni. Zaprzyjaźnione dyżurne osiodłały wcześniej konie i właśnie wyprowadzały je ze stajni.
- NIESPODZIANKA!! - wykrzyknęłam z Cass i Tony'm.
Weronikę zatkało.
- Na co czekasz? Wsiadaj!! - zachęcił ją Tony.
Po chwili wszyscy siedzieliśmy w siodłach, po czym ruszyliśmy. Jechaliśmy gęsiego, pierwsza Cass, potem Wera, ja i ostatni Tony. Kiedy wjechaliśmy do pobliskiego lasu zmieniliśmy ustawienie i teraz wszyscy stępowali w jednym rzędzie, po bokach Cass i Tony, jako najbardziej doświadczeni. Po około godzinie jazdy dotarliśmy do rozdroża. Po prawiej rosły gęste, wysokie krzaki, co lekko zdenerwowało konie. Liście zaszeleściły i nagle koń mojej siostry się spłoszył i zaczął galopować. Na ratunek Werce ruszyli Tony i Cassidy.
- Trzymaj konia krótko! - zawołała do mnie przyjaciółka.
Po chwili dogonili wierzchowca i Tony złapał w pasie ledwo trzymającą się w siodle Weronikę, a Cass złapała za wodze przestraszone zwierzę. Zaraz zwolnili do kłusa i stępu, aż w końcu całkowicie się zatrzymali. Dopiero teraz doszło do mnie, że już po wszystkim. Dołączyłam do reszty, lecz nagle Cass wykręciła swojego rumaka i podjechała do krzaków. Skierowała go tyłem do nich i zaczęła wycofać konia. Kiedy tylne nogi wierzchowca znalazły się w roślinach zatrzymała go. Nagle zwierzęciu zechciało się załatwić dłuższą sprawę. Biedak dostał rozwolnienia, ale nie to zwróciło naszą uwagę. Z gęstwiny wyłoniła się nasza "kochana" Harriet z głową całą w naturalnym nawozie. Cass zdążyła już powrócić z rumakiem na drogę. Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a moja młodsza siostra uwieczniła ten moment nowym aparatem, z którym nie rozstawała się ani na sekundę.
- I jak Harriet? Podoba ci się? Wkońcu jesteś w centrum uwagi! Sfotografowana profesjonalnym aparatem - zażartowała Weronika. Muszę przyznać, że języka w gębie jej nigdy nie brakowało.
- Achhh...WY...Co to ma być?!!! - syknęła przez zęby Harriet.
- Jak myślisz Cass? To zdjęcie dobije do setki lajków?
- Ojjj uważam, że bez problemu zgarnie nawet dwieście!!!
- Nie wrzucicie tego na Facebook-a!!
- Hahaha niby czemu ?! - szydziła z naszego wroga Cass.
- Bo ja wam nie pozwalam!!
- Gówno mnie to obchodzi, a tak wogóle to ty nam możesz opowiedzieć więcej na ten temat.
Teraz już nie mogłam złapać oddechu, tak się śmiałam. Zostawiliśmy panią "od nawozu" i skręciliśmy w prawo. Po skończonej przejażdżce oddaliśmy konie w ręce dyżurnych i poszliśmy na lody. Po drodze wstąpiliśmy na chwilę do Tony'ego i wrzuciliśmy ekologiczną fotkę "królowej" na FB. Zjedliśmy lody, a potem pożegnaliśmy się, bo było już późno i poszłam z siostrą w jednym kierunku, a Cass z Tony'm z przeciwnym.
W domu szybko się ogarnęłam i poszłam spać. Byłam zbyt zmęczona, żeby siedzieć do późna. Wydaje mi się, że siostra też długo nie leżała. I tak minął kolejny dzień roku szkolnego. Niewątpliwie gdybym robiła rozpiskę dni udanych i zmarnowanych ten znalazłby się w pierwszej kolumnie. Co lepsze wyjazd do Holmes Chapel zbliżał się ogromnymi krokami. Już nie mogę się doczekać wakacji, na pewno rodzice przygotowali jakąś niespodziankę, ciekawe co tym razem wymyślili.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pisanie zajęło mi trzy godziny, przeczytanie tego zajęło pewnie koło 5 minut, skomentowanie to mniej niż 2 minuty, a moje szczęście - bezkresne, więc zastanów się zanim po przeczytaniu naciśniesz czerwony x. Jak nie macie konta to możecie z anonima, mi to obojętne ;) ~ Ola xx

7 komentarzy: