środa, 31 lipca 2013

Rozdział 6

Przeciwną do jego domku.
- Harry, gdzie idziesz, przecież dom masz w drugą stronę!
- Zaufaj mi! - to mówiąc złapał mnie za rękę, a ciepły dreszczyk przeszedł całe moje ciało. - To będzie niespodzianka.
- No dobrze! Ufam ci.
Szliśmy tak kawałek po udeptanej ścieżce, potem przeszliśmy łąkę i weszliśmy do lasu cały czas trzymając się za ręce.
"Jak para!" pomyślałam podekscytowana.
- Już niedaleko - powiedział lokaty.
To niesamowite jak w tak krótkim czasie tak się zaprzyjaźniliśmy, ale i tak wszystko skończy się za miesiąc kiedy powrócę do Polski. Wolałam o tym nie myśleć. Hazz rozsunął krzaki i moim oczom ukazała się pięknie ukwiecona polana.
- Śmiało! - wyszczerzył kiełki. Uwielbiałam kiedy to robił. Kiedy już oboje znaleźliśmy się wśród traw Styles dodał:
- Wspaniałe miejsce na piknik, szkoda tylko, że nie wzięliśmy kocy, ale to nie szkodzi.
- Tak jest tu cudownie, jak ty je odkryłeś Hazz?
- A kiedyś błądziłem po lesie i jakoś tak się tu znalazłem.
Teraz szedł przede mną. Zrobił parę kroków i stanął. Usiadł na trawie.
- Śmiało, siadaj!
Według woli loczka przysiadłam się do niego. Nastała chwila ciszy, ale nie takiej niezręcznej. Po prostu cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Chłopak położył się na trawie, zrobiłam to samo.
- Patrz na tą chmurę wygląda jak głową Nialla! - zawołałam.
- A mi bardziej przypomina serce - stwierdził mój nowy przyjaciel.
- W sumie to nawet chyba bardziej - śmiałam się.
Głowa - serce Nialla. Jak to dziwnie brzmi, a już wogóle wygląda. Westchnęłam. Ciężko mi było poukładać myśli w głowie. Z jednej strony powinnam wracać do Cass i reszty, a z drugiej strony powinnam się teraz cieszyć towarzystwem Harry'ego. No cóż Cass mam na codzień, a Harry'ego znam od niecałego dnia.
- Wstawaj, idziemy! - powiedział loczek.
Co?! Już? Ale przecież...nic nie rozumiem.
- Zamknij oczy i nie otwieraj! - poczułam jak kręci mną dookoła mojej osi. Kiedy skończył splutł ze sobą nasze palce i poprowadził mnie przed siebie. Po dłuższym czasie skręciliśmy w prawo, jak mi się wydawało.
- Otwórz oczy!
To co zobaczyłam odebrało mi dech w piersiach. Szerokim pasem ciągnął się pas plaży. Aż do horyzontu widać było błękitne morze. Na lewo przepływała rzeczka. Jej wody lśniły w blasku popołudniowego słońca. Tuż nad nią stał drewniany, z rzezbionymi bariekami mostek. Przeszliśmy po nim. Szliśmy tak plażą w milczeniu uśmiechając się pod nosami. W końcu doszliśmy starej latarnii morskiej. Weszliśmy betonowymi schodkami na szczyt i oglądaliśmy piękny zachód słońca. Przy loczku zupełnie traciłam poczucie czasu.
- Która godzina? - spytałam się.
- Gdzieś koło w pół do dziewiątej, przepraszam nie wziąłem zegarka.
- Oki, rozumiem. Wracamy? Zaraz zrobi się ciemno.
- Dobry pomysł, chyba nie chcesz się zgubić w lesie?
- Z Harrym Stylesem? To marzenie każdej nastolatki!
- A tobie łatwo może się spełnić - powiedział zalotnie.
Resztę drogi przez plażę spędziliśmy na rozmowie o wszystkim i o niczym. Kiedy doszliśmy do lasu była już niezła szarówa, ale na szczęście (a może i nie!) Harry znał drogę i trafiliśmy. Pod domem pocałował mnie w policzek na pożegnanie i przytulił. Podziękowałam za wspólny wieczór i weszłam do domu. Wzięłam prysznic, przebrałam się i poszłam spać. Zasnęłam szybko i twardym snem.
Gdy się obudziłam było już jasno. Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę!
Jak się spodziewałam weszła Weronika.
- I jak było wczoraj na randce? - zapytała z zaciekawieniem.
- Jakiej randce?
- No z Harrym!
- Achhh to! To nie była randka, taki tylko przyjacielski wypad!
- U Tony'ego i Cass tak samo się zaczynało!
- Oj przestań już lepiej i zrób mi kanapkę!
- Co się mówi?
- Proszę.
- To ja lecę!
To mówiąc wyszła z pokoju, a ja zostałam sama. Postanowiłam się przebrać, uczesać i umyć zęby kiedy Weronika przyszła ze śniadaniem na tacy i bardzo się zdziwiła kiedy zobaczyła mnie gotową do wyjścia.
- Ale ty zawsze leżysz conajmniej godzinę zanim wstaniesz!
- Dzisiaj nie mam ochoty się wylegiwać w łóżku...
Szybko zjadłam to co mi siostra naszykowała, podziękowałam i zbiegłam po schodach na dół. Popatrzyłam na zegarek była 9. Wyszłam z domu, postanowiłam, że odwiedzę dziewczyny do których przez przypadek wczoraj zapukałam otworzyła mi ta sama blondynka co wczoraj.
- O hej! Ja cię już chyba widziałam... - uśmiechnęła się.
- No tak wczoraj mnie zaprosiłaś, więc myślałam, że dzisiaj wpadnę.
- Przepraszam, ale...
- OLA!! - ktoś wykrzyknął.
- O! Hej Niall!
- Jeszcze ja - powiedział z nutką zazdrości Harry.
- I ty Hazz! - wyszczerzyłam do niego moje kiełki, a on odpowiedział tym samym.
- Wy się znacie? - spytała dziewczyna.
- Oczywiście, to dziewczyna Harry'ego.
Spojrzałam się pytająco najpierw na Niall'a, który to powiedział, a potem na Harry'ego.
- Może wejdziesz? - spytała blondynka.
- Tak, tak. A tak wogóle to mam na imię Ola.
- Perrie - odpowiedziała z uśmiechem.
Pezz przeszła do salonu, za nią Niall, a ja z Harrym zostaliśmy w przedpokoju.
- Co to ma znaczyć Hazz?
- Zostaniesz moją dziewczyną?
Zatkało mnie, nie wiedziałam co powiedzieć, a loczek patrzył na mnie wyczekująco.
- Eeeeeem...no Harry...
- To miało być inaczej przepraszam! Ja chciałem to zrobić wczoraj! W pięknym otoczeniu! Tak żebyś to zapamiętała! A nie...
- Harry uspokój się! Nic nie szkodzi. Ilu osobom o tym powiedziałeś?
- Chłopakom.
- No to chyba teraz nie ma innego wyjścia...trzeba powiedzieć...muszę powiedzieć...TAK!
Wtuliłam się w mojego chłopaka. Och jak to pięknie brzmi "MOJEGO CHŁOPAKA". Weszliśmy do salonu trzymając się za ręce.
- Cześć! - powiedziałam z uśmiechem - Jestem Ola.
- Jesy.
- Jade.
- Leight - Anne.
Usiedliśmy z Harrym obok siebie.
- To moja dziewczyna! - pochwalił się Hazz.
Położyłam głowę na jego ramieniu, a on mnie objął, to samo Zayn zrobił z Pezz. Stop! To Little Mix! Nie wierzę w ciągu dwóch dni poznałam 2 sławne zespoły! Te wakacje są świetne!
Oczywiście jak to zwykle bywa w dobrym towarzystwie czas leciał bardzo szybko. Kiedy doszła 13 przeprosiłam wszystkich i poszłam do domu na obiad. Oczywiście Harry nie odstawał ode mnie ani na krok. Po wspólnym obiedzie z moim chłopakiem i współlokatorami postanowiłam powiedzieć przyjaciołom, że z Stylesem jesteśmy parą. Cass z Tony'm mi pogratulowali, a Weronika była wyjątkowo radosna, bo okazało się, że miała rację. Potem razem z moimi przyjaciółmi, chłopakami z One Direction i dziewczynami z Little Mix poszliśmy na plażę. Wszyscy się poznali, a ja byłam bardzo szczęśliwa, bo tworzyliśmy teraz coś na kształt wielkiej, wesołej rodziny.

------------------------------------------------
Jak wam się podobał ten rozdział? Komentujcie!
Ola xx

wtorek, 30 lipca 2013

Rozdział 5

...Harry.
- Ola, miło mi.
Uścisnęliśmy sobie dłonie na powitanie. Ten Harry był całkiem w porządku. Wziął pilota i włączył telewizor. Widocznie nikt nie przyciszył go zeszłym razem, bo teraz huknął głośną muzyką. Akurat ustawiony był program muzyczny i leciało One Way Or Another mojego ulubionego boysbandu - One Direction. Harry szybko ściszył, ale chyba nie udało mu się na czas, bo było słychać tupot stóp po schodach, a potem do pokoju wbiegło trzech chłopaków.
- Harry czy ci już kompletnie odbiło?! - wydarł się na cały głos niebieskooki brunet. - O hej! Nie wiedziałem, że będziemy mieć dziś gości - dorzucił nieco zmieszany. - Jestem Louis.
Zachichotałam cicho.
- A ja Ola - podałam rękę na przywitanie.
Za Louis'em stało jeszcze dwóch chłopaków. Już miałam się ich zapytać się nazywają, kiedy z kuchni przyszedł Niall z kubkami, podgłośnił  piosenkę, a kiedy doszło do solówki Niall'a Horan'a zaczął śpiewać. Po chwili uświadomiłam sobie, że ma identyczny głos jak ten w telewizji. Spojrzałam na Harry'ego. Czy oni to NAPRAWDĘ One Direction?
- Emmm...ty pewnie jesteś Zayn - powiedziałam do mulata - a ty Liam - do bruneta z krótko obciętymi włosami.
- Skąd wiesz? - zapytali oboje.
- Radio, prasa, telewizja...ciężko was nie znać.
- Ehh...domyśliłaś się. Tak jesteśmy One Direction, ale nie piszcz! - powiedział Louis.
- Okej. Nie jestem psychofanką.
- To dobrze - tym razem dorzucił się Hazz ze swoim idealnym uśmiechem.
Uwielbiałam jak się uśmiechał. Zatonęłam w jego zielonych teczówkach. Niestety chwila ta nie trwała długo, bo przerwała nam reszta chłopców.
- No więc jak się poznaliście? - spytał Louis.
- Na spacerze, przed domami - skłamał Hazz.
Zupełnie nie wiem po co on to robił, ale najwidoczniej miał swoje powody.
- Ej Ola to twoja herbata! - podał mi ją Niall.
Wszyscy porozsiadali się na kanapie, obok mnie usiadł Niall. Zaczęliśmy gadać o czasach X-Factor'a i ich pierwszej trasy koncertowej. Przy okazji podpytali się mnie o parę rzeczy. Wśród nich byłam taka wyluzowana. W końcu mogłam być sobą, a nie udawać kogoś zupełnie innego. Nawet nie zauważyłam kiedy minęła 13.
- Przepraszam chłopcy. Świetnie mi się z wami gadało, ale muszę już wracać.
Dałam każdemu po buziaku w policzek i już szłam do wyjścia kiedy Harry oświadczył, że mnie odprowadzi. Nie miałam nic przeciwko.

*perspektywa Harry'ego*
- Ola?
- Tak?
- Chciałem cię o coś zapytać.
- Słucham - uśmiechnęła się do mnie. Robiła to tak słodko.
- Może miałabyś ochotę...- nie dam rady - odwiedzić jeszcze kiedyś mnie i chłopaków? - było już tak blisko, a ja zmarnowałem tą szansę.
- Oczywiście! Jesteście wspaniali! Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy.
- Tak właściwie to zdawało mi się, że już jesteśmy przyjaciółmi - byłem nieco zawiedziony, że nie potraktowała naszej znajomości poważnie.
- No, tak...przecież jesteśmy! Ale chodziło mi bardziej o resztę chłopaków, bo z nimi nie mam jeszcze tak dobrych kontaktów.
- Rozumiem - odpowiedziałem z nutką satysfakcji.
- Ejj...Harry?
- Tak? - budzi się nadzieja.
- Bo ja poznałam twoich przyjaciół...to może ty poznasz moich?
- Z przyjemnością - powiedziałem bezbarwnie.
Liczyłem na coś innego, ale co mogłem zrobić?

*perspektywa Oli*
A było już tak blisko! Echhh...Przedstawię go Werce, Cass i Tony'emu. Może się też zaprzyjaźnią...w sumie to dobrze by było.
- Hazz mogłabym cię o coś poprosić?
- Nom.
- Mógłbyś nie mówić im, że jesteś sławny? Nie chcę, żeby polubili cię za to.
- W porządku.
- Dziękuję.
Mam nadzieję, że go to nie zabolało. Nie chciałabym go urazić. Doszliśmy do domu. Otworzyłam drzwi i zaprosiłam loczka do środka. Na parterze nikogo nie było. Weszliśmy na piętro - też pusto.
- Na poddasze nie idę! - powiedziałam stanowczo.
- Mogę sprawdzić - zaproponował Hazzy.
- Zwariowałeś?! Nie puszczę cię! Czekaj. Zawołam ich. Cass?! Weronika?! Tony?!
Nikt nie odpowiedział.
- Chyba wyszli - stwierdziłam. - Chodźmy do mojego pokoju - zaproponowałam.
- Ok.
Usiedliśmy na łóżku. Nastała uciążliwa chwila milczenia. Już miałam się go zapytać kiedy na dole ktoś trzasnął drzwiami.
- Mówię ci widziałam jak wchodziła z jakimś ciachem.
Harry uśmiechnął się pod nosem.



 Nie wiedziałam za bardzo jak zareagować. Z jednej strony chciałam wykręcić łeb Weronika, bo to właśnie ona to powiedziała, a z drugiej co mam powiedzieć Harry'emu? Przeprosić? Nie mam za co! Poczułam, że się rumienię. Usłyszałam inny głos. Ty razem to była Cassidy.
- Mam cię kicia! - stała w progu. - Uuuuuu to Weronika nie kłamała! Rzeczywiście niezły z ciebie. Przystojniacha.
Harry wstał, podszedł i wyciągnął do niej rękę.
- Harry - przedstawił się.
- Cassidy - uścisnęła jego rękę.
Na szczęście nie wpadło jej do głowy, że to ten sam Harry, którego tak wielbiłyśmy. Zaraz potem przyszedł Tony i Weronika. Kiedy wszyscy się już jako tako poznali zaproponowałam, żebyśmy zeszli do salonu, bo w pokoju zrobiło się trochę ciasno. Poszłam naparzyć wszystkim herbaty, a kiedy przyszłam z kubkami na tacy do salonu wszyscy dobrze się dogadywali. Postawiłam tacę na stoliku i z satysfakcją zauważyłam, że obok Harry'ego jest wolne miejsce. Chętnie się przysiadłam i dołączyłam do rozmowy. Tak się zagadaliśmy, że kiedy Hazz spojrzał na zegarek była już 15. 
- Muszę już wracać - powiedział. 
- Odprowadzę cię - zaproponowałam. 
- Z miłą chęcią. 
Och Styles czy ty musisz być taki przeuroczy? Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się w stronę...

--------------------------------------------------------------------------
Tak oto prezentuje się Rozdział 5. Jak myślicie gdzie poszli? Kocham was i czekam na komentarze.
Ola xx

poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozdział 4

...Zaczęłam rozmyślać o wszystkim. Czemu przyjaciele mi nie pomogli? Czyżby nie słyszeli moich krzyków? A ten chłopak, który wszedł do domu? Co on robił przed moim domem i czemu akurat on mnie usłyszał i przybiegł z pomocą? To wszystko wydaje się takie dziwne, czyżby ktoś się na mnie uwziął? Nawet jeśli to ja się tak łatwo nie dam. Mam swój rozum, umiem myśleć i wyciągać wnioski z błędów. Ałłłł...trzeba posmarować kostkę. Pi-bib. O nowa wiadomość od rodziców.

Jacy oni są kochani. Nawet w pracy myślą o nas. Ciekawe jak im tak mija czas. Co miałam zrobić? A no tak - kostka. Poszłam na piętro, do mojego pokoju. Zdążyłam się przebrać umyć zęby i uczesać, kiedy do pokoju ktoś zapukał.
- Hej, jak się spało?
- Cześć Weronika. Dobrze, a tobie?
- Też. Widziałaś tego bruneta, który kręcił się wokół domku? - Nie. - skłamałam. - Spoko, to ja idę zrobić sobie coś do jedzenia. Umieram z głodu! - Smacznego! Ufff...jeszcze trochę i by się wydało. Nie lubię okłamywać ludzi, a zwłaszcza rodziny i przyjaciół. Ale co miałam powiedzieć?! Tak, widziałam go wszedł na poddasze i odpędził złego ducha, który chciał mnie zabić. Jeszcze pomyślałaby, że mi coś na głowę padło. A co do tego chłopaka to ciekawi mnie czemu się tu kręcił. Tak wogóle to jak miał na imię, skąd pochodził, ile miał lat? Tyle pytań ciśnie mi się teraz na język, a ja go tak sobie wygoniłam. Może nie powinnam być dla niego taka oschła? Może go uraziłam? Postanowiłam, że pójdę go odwiedzić. Po drodze oczywiście weszłam nie do tego domku co potrzeba i zamiast u chłopaka wylądowałam u czterech niezwykle miłych dziewczyn. Blondynka zaproponowała abym się u nich zatrzymała, ale teraz chciałam go odnaleźć. Przeprosiłam ją i powiedziałam, że na pewno później jeszcze wpadnę. Dalej, dalej. Gdzie on jest? Puk - puk. Drzwi otwiera dosyć niski blondyn.
- Hej, jestem Niall.
- Ola.
- Emmm...może wejdziesz?
- Ja...no ten...no - właśnie chciałam odmówić kiedy nad ramieniem Niall'a ujrzałam przechodzącego bruneta, tego samego którego widziałam przed godziną. - No wiesz...jeśli to nie będzie problem. - Uśmiechnęłam się promiennie.
- Oczywiście, że nie! Właź!
W tej chwili Brunet odwrócił głowę i mnie zobaczył. Najpierw jego oczy były pełne zdziwienia, ale po chwili się uśmiechnął.
- Cześć - powiedziałam nieco skrępowana obawiając się jego reakcji po tym jaka byłam wobec niego oschła.
- No hej - powiedział radośnie.
- Chciałem/em cię przeprosić! - powiedzieliśmy w tym samym momencie.
- Hahah ty pierwsza!
- Oki, przepraszam, że cię wtedy wyrzuciłam i na ciebie nakrzyczałam.
- Nie ma sprawy, to ja przepraszam za to, że tak po prostu wszedłem do twojego domku.
- Nic się nie stało. Chciałam ci jeszcze...
- Przepraszam czy wy się znacie? - przerwał mi Niall.
- Można tak powiedzieć - odpowiedział mu nie- a tak naprawdę to już znajomy, po czym puścił do mnie oczko.
- Dokańczając chciałam ci podziękować za emm...uratowanie mnie.
- Nie dziękuj!
- A ty...no...ty też go widziałeś?
- Kogo?
- Nieważne - nie chciałam się dokładnie tłumaczyć przy Niall'u. Wolałabym, żeby ta sprawa dotyczyła tylko mnie i chłopaka, z którym rozmawiałam.
- Kawę, herbatę? - spytał Niall przerywając chwilę ciszy.
- Poproszę herbatę - powiedział brunet.
- Ja też - dorzuciłam.
Niall poszedł do kuchni przygotować napoje, a chłopak poprowadził do salonu poprosił abym usiadła na kanapie, po czym przysiadł się obok mnie.
- Chodziło ci o tą zakapturzoną postać na poddaszu? - zapytał ni stąd, ni z owąd.
- Tak.
- Bałem się...
- Czego?
- Że zabije mnie i ciebie.
- Mogłeś uciec.
- A co by się stało z tobą?
Zdziwiło mnie, że ktoś kto wtedy widział mnie po raz pierwszy na oczy zatroskał się o mnie.
- Zabiłby mnie. - odpowiedziałam.
- No właśnie! Nie mógłem na to pozwolić.
- Czemu?
- Obwiniałbym się potem za to, że ci nie pomogłem, że przeze nie zginęłaś.
Nie wierzyłam. Ludzie są tu jacyś inni niż w Polsce...zupełnie inni! Z zamyślenia wyrwał mnie głos znajomego.
- Chyba ci się nie przedstawiłem jestem...
==============================================

Jak myślicie kim okaże się być owy brunet? Chcecie ciąg dalszy? Komentujcie! :) Im więcej komentarzy tym rozdział pojawi się szybciej.
Ola .xx

niedziela, 14 lipca 2013

Rozdział 3

Ten rozdział dedykuję Mrs. Kevin, najwspanialszej admince, w dniu jej urodzin <3 ~ Ola xx
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wczoraj wróciliśmy koło czwartej nad ranem, więc każdy odsypiał do późna. Ja wstałam koło 10 i zeszłam do kuchni zrobić sobie herbatę. Wzięłam kubek i poszłam na poddasze. Herbatę położyłam na szafkę i otworzyłam drugą, większą, w której znajdowały się książki. Wyjęłam notatnik obity w ciemną skórę. Otworzyłam. Pierwsza strona pusta. Dziwne. Kolejna też. I następna. Zamknęłam zeszyt i zaczęłam oglądać go ze wszystkich stron. Pomiędzy kartki była wsadzona jakaś zakładka. Ledwo widoczna, ale była. Otworzyłam w miejscu, które miała wskazywać. Był tekst. Odręczne pismo. Drobne, pochyłe i z nieco nadmierną liczbą ozdobników, jak na współczesne. W prawym górnym rogu była data. Powiedziałabym, że dzisiejsza, tylko rok się nie zgadzał - 1738. Trzy wieki temu, to niemożliwe. Zaczęłam czytać:
Godzina 10.  Jestem tu sama. W tym wielkim domu. Mam dziwne przeświadczenie, że ktoś mnie obserwuje. Pomimo, że słońce już dawno wstało to na strychu panuje półmrok. Boję się. Wokoło nie ma nikogo. Tylko las. Postanawiam się odwrócić nic tu nie ma. Nie, wydaje mi się, że coś się poruszyło pomiędzy dwoma kuframi. Poczułam powiew lodowatego wiatru. Słychać jakiś szmer, szmer przeradza się w słowa "idź spać". Postanawiam odwrócić wzrok od kajetu <stare określenie zeszytu> to chyba śmierć, zbliża się do mnie ze swoim przerażającym uśmiechem. Żegnaj.
Pod spodem dwie krople krwi. Tak, to najpewniej krew, chociaż ma brązowawe zabarwienie. Przez lata straciła swoją intensywną czerwoność. Brrr ale zimno. Drewniana podłoga zatrzeszczała. Szybkim ruchem zamknęłam zeszyt. Odwróciłam się. Za moimi plecami nikogo nie było. Nagle w naprzeciwnym rogu zebrała się mgła. Wyszła z niej nakręcana lalka. Zdziwiłam się. Tego typu zabawki dawno temu przestały być produkowane. Miałam wrażenie, że po wszystkich ścianach przemknął cień. Zabawka zblizyła się do mnie. Kiedy spojrzałam jej w oczy stały się czerwone, a po chwili coś zgrzytnęło i głowa zaczęła dyndać na sprężynie. Uszczypnęłam się. Zabolało. A więc to nie sen. Mgła się rozpłynęła i moim oczom ukazała się zakapturzona postać w długiej, czarnej szacie. W jednej ręce miała nóż, drugą zakrywał długi rękaw. Zaczęła się do mnie zbliżać. Zrobiłam krok do tylu. Drugi, trzeci. Poczułam coś na plecach. Przeszły mnie ciarki. To była ściana, a więc nici z ucieczki. Znalazłam się w płapce. Od śmierci dzieliły mnie kroki, a nieznajomy wciąż się zbliżał. Zaczęłam się drzeć.
- Twoi przyjaciele już ci nie pomogą. Będą sobie słodko spać kiedy ja powolutku podetnę ci gardło - to mówiąc zaśmiał się szyderczo.
Po głosie ewidentnie można było stwierdzić, że to mężczyzna. Już tylko pare sekund i mnie nie będzie. Dołączę do brata. A może nie istnieje życie pośmiertne? Może tylko go sobie wyobraziłam? Ale...przecież ten facet był tak samo niemożliwy jak mój brat. Ten świat ma mnóstwo zagadek i dziwactw. Może ja jestem jedną z nich? Z zamyślenia wyrwał mnie stukot butów po drewnianych schodach. Po chwili na poddasze wpadł wysoki brunet. Zakapturzona postać uniosła się nieco nad ziemię i przesunęła w kąt, w którym wszystko się zaczęło i zniknęła. Spojrzałam na chłopaka, który najprawdopodobniej ocalił mi życie. Chciałam mu podziękować, przedstawić się, ale nie mogłam nic wykrztusić.
*zmiana perspektywy - nieznajomy*
Jej oczy były przepełnione strachem. Podszedłem do niej. Objąłem.
- Już wszystko dobrze - powiedziałem spokojnym głosem, ale ona mnie odepchnęła.
- Skąd tu się wziąłeś? - zapytała szorstkim tonem, już ani odrobinę przestraszona.
- Ja...no wiesz - co ja myślałem, że rzuci się mi w ramiona? - usłyszałem twoje krzyki, a drzwi do domku były uchylone, więc myślałem, że może trzeba ci pomóc.
- No dobra. Dzięki za zainteresowanie, ale teraz chyba powinieneś już pójść.
- No, tak. Jakby co to mieszkam dwa domki obok na lewo. To do zobaczenia.
- Cześć.
*zmiana perspektywy - Oli*
Co za bezczelny facet, nie znoszę takich. Wchodzi do domu ot tak sobie i jeszcze myśli, że rzucę się mu w ramiona. Życie to nie bajka Disneya, a on to nie książę. Wzięłam herbatę, która już ostygła i zeszłam na dół, do kuchni. Włożyłam kubek do mikrofali, na pół minuty. Nie znosiłam zimnej herbaty. Usiadłam na jednej z kanap i włączyłam telewizor. Akurat leciało ID. Miałam dość wrażeń jak na jeden dzień, więc przełączyłam na pierwszy lepszy program informacyjny. Nie zdziwiłam się kiedy zamiast ojczystego polskiego usłyszałam angielski. Już przyzwyczaiłam się do zmiany języka. Pogoda. Na szczęście następny tydzień zapowiadał się słonecznie, a temperatury koło 30°C. Może te wakacje nie będą wcale takie złe? Oby...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział krótszy od poprzednich, ale mam nadzieję, że nie mniej ciekawy. Nie ukrywam, że liczę na komentarze. Chciałabym, aby były nie tylko typu "piszesz świetnie", ale i takie, które mówią co powinnam zmienić. Buźka ;* ~ Ola xx

czwartek, 11 lipca 2013

Rozdział 2

Ten rozdział chciałam zadedykować Oktawii <3 jest najlepszą przyjaciółką jaką można sobie wymarzyć i ulubioną udostępniającą się osobą na stronie Pięciu chłopców jedno szczęście - 1D. DZIĘKUJĘ :* ~ Ola xx
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Samolot ruszył. Wjechaliśmy na pas i wystartowaliśmy. Przez sobą usłyszałam znajome głosy. Przysłuchałam się, a kiedy stwierdziłam, że ludzie przed nami mówią po angielsku mocno się zdziwiłam. Odpięłam pasy, stanęłam i pochyliłam się nad głowami siedzących z przodu. Przyglądałam się dobre pięć minut, aż siedzący brunet podniósł głowę. Spojrzałam mu w oczy, a on mi. Nie, na pewno coś mi się pomyliło, nie znam nikogo o takim wyglądzie. Opadłam rozczarowana na fotel. Zaraz potem podeszła stewardessa i podała mi batonik, kanapkę i colę. Wzięłam książkę "Siła marzeń. Życie w One Direction" i zaczęłam czytać. Nagle poczułam jak ktoś się nade mną nachyla. Był to ten sam brunet nad którym ja zawisłam wcześniej. Zdziwiło mnie kiedy zapytał się:
- Can I get it?
Oczywiście zrozumiałam, że chce książkę, więc mu ją podałam. Po chwili znów mi ją oddał, ale odeszła mnie ochota na czytanie. Wsunęłam ją do torebki i zagadałam do siostry:
- Jak się leci?
- Całkiem fajnie, szczerze to trochę inaczej wyobrażałam sobie lot - no tak, przecież ona leci po raz pierwszy.
Wkrótce wylądowaliśmy, odebraliśmy bagaże i wsiedliśmy do taksówki. Ledwie wyjechaliśmy niebo zasłoniły chmury i zaczęło padać. Szyby zaparowały, a ja zaczęłam rozmyślać o wczorajszym "objawieniu". Wcześniej nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo tęsknię za bratem. Żeby zająć czymś czas przejechałam palcem po szybie.

Za godzinę dojedziemy na miejsce i zaczną się wakacje. Najlepsze wakacje życia. TAK! Wykorzystamy ten czas najlepiej jak się da! Byłam zmęczona, oczy same się zamykały, po krótkiej walce zasnęłam. Miałam dziwny sen, słyszałam czyjeś śmiechy, wkoło mnie zaczęły latać wielkie głowy Harriet i reszty, nagle się na mnie rzuciły i zaczęły zgniatać, aż w końcu stałam się taka mała jak mrówka i przyszedł jakiś pająk i zaczął mną potrząsać, a potem się obudziłam i zobaczyłam , że to Weronika mną potrząsa. Dojechaliśmy na miejsce, spojrzałam na niebo. Świeciło słońce i były tylko trzy małe obłoki. Wyjęliśmy walizki z bagażnika, po czym taksówka odjechała. Okazało się, że mieszkać nie będziemy w ciasnym mieszkaniu w centrum miasta, lecz w jednym z pięciu takich samych domów drewnianych. Miały one dwa piętra, oraz oddzielone były sporymi ogrodami. Zanieśliśmy walizki na werandę i postanowiliśmy się rozejrzeć po okolicy. Jak się okazało od Holmes Chapel to była tylko wymówka rodziców, a tak naprawdę mieszkaliśmy niedaleko morza. Za domkami rozciągała się spora polana na środku której mieścił się staw. Ze wszystkich stron widać było nieco oddalony las, a za nim miało być morze. Cieszyłam się, że odpocznę od zgiełku miasta na łonie natury.
- Kto ostatni ten zgniłe jajo!! - to Cassidy zaczęła biec do niewielkiego jeziorka.
Zaraz za nią ruszyła Weronika ja i Tony. Wychodziłam już na prowadzenie, kiedy potknęłam się o coś wystającego i runęłam jak długa na ziemię. Obejrzałam się w poszukiwaniu sprawcy mojego upadku. Okazał się nim być kopiec kreta. Zaczęłam się śmiać, a reszta odebrała to chyba za płacz, bo zaraz przybiegli mi z pomocą. Poinformowałam ich, że to nic takiego, po prostu się potknęłam, ale nie zdążyłam jeszcze całkiem wstać kiedy już leżałam na ziemi. Syknęłam z bólu. Popatrzyłam na kostkę u lewej nogi. Była napuchnięta i strasznie bolała.
- Ho-ho-ho pierwszy dzień się jeszcze nie skończył, a tu już kontuzja.
- To nic takiego. - zapewniłam Cassidy - Skoro już jesteśmy tak blisko to może pójdziemy obejrzeć jeziorko, a potem wrócimy i zabandażuję sobie nogę czy coś?
- Nie ma mowy! - odpowiedziała Cass. - Idziemy do domku!
- Nie panikuj, aż tak bardzo nie boli! Dam radę przejść te pare metrów.
- No dobra, ale z Tony'm będziemy cię podpierać.
Nawet nie próbowałam się sprzeciwić. Wiedziałam, że bez nich daleko nie zajdę. Dzięki pomocy przyjaciół bez większego wysiłku doszliśmy do stawu. Był przepiękny. Chętnie zostałabym tu jeszcze dłużej, ale było jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia. Droga powrotna była już mniej ciekawa. Zatrzymywaliśmy się dwa razy, a kostka zaczęła jeszcze bardziej boleć. Kiedy w końcu dotarliśmy do domku usiedliśmy na schodkach prowadzących do werandy. Weronika zaczęła grzebać w torbie, po chwili wyciągnęła apteczkę.
- Proszę - wyciągnęła do mnie rękę z jakimiś bandażami. - To jest specjalna opaska, dzięki niej noga nie będzie cię tak bardzo boleć.
- Dzięki, na tobie zawsze można polegać. Zresztą na was wszystkich.
Przytuliliśmy się a potem rozsznurowałam byty i założyłam opaskę na kostkę.
- Zaczekaj! Najpierw posmaruj tym - to mówiąc podała mi do ręki jakąś maść. - Nie tylko działa znieczulająco, ale też zwalcza ból czy coś w tym stylu, żeby pomogło będziesz musiała smarować nogę trzy razy dziennie.
- No oki, jeśli ma mi pomóc to mogę smarować i pięć.
- Zauważyliście, że koło stawu jest specjalne miejsce na rozpalenie paleniska? - spytała Cassidy.
- No rzeczywiście, to może zrobimy takie powitalne ognisko? - zaproponował Tony.
- Z miłą chęcią.
Usłyszeliśmy dobrze znany nam głos. Zza krzaków wyłoniła się Harriet z Becky i Tiny'ą. Skąd ona się tu do choroby wzięła? Jeszcze tego nam brakowało.
- Gdzieś zgubiła Christine? Czyżby znudziło jej się bycie twoim cieniem? - zapytałam.
- Dla twojej wiadomości, to Christine jest w domku, bo źle się poczuła - warknęła Tiny.
- Spokojnie Tiny, nie ma co tracić nerwów na tych wsiurów - rzuciła Harriet.
- Wsiurów? I kto tu jest wsiurem? Ja pochodzę ze Stanów, a reszta urodziła się w centrum miasta! - odpysknęłam.
- Ola spokojnie, nie zwracaj na nie uwagi - próbowała uspokoić mnie siostra, ale ja już wrzałam. 
- No właśnie Aniołku! - dorzuciła się Becky.
Tego już było za wiele! Wstałam i już miałam dorwać Harriet, kiedy upadłam na ziemię. Skrzywiłam się z bólu. Czemu akurat teraz? Ała moja kostka. Zaraz Tony z Cass mnie podnieśli, a dziewczyneczki mało co się nie zadławiły tym swoim śmiechem.
- Skąd wy się ty tak właściwie wzięłyście, co? - zaczepiła je Weronika.
- Mamy wakacje, a co gówniaro? Masz jakiś problem? - warknęła Harriet.
Zaczęłam się domyślać o co chodzi. Moi rodzice przyjaźnili się z rodzicami Becky. Mogli prze przypadek podczas rozmowy rzucić parę słów o planach na wakacje. Rodzice Becky jej to przekazali, a ona już poleciała do Harriet i jej mamuśka załatwiła co trzeba. Świetnie, po prostu znakomicie! Miały być najlepsze wakacje życia, a okazuje się, że będzie kolejne kilka tygodni użerania się z Harriet. I do tego jeszcze ta kostka, już wolałabym przesiedzieć całe wakacje przed komputerem, nudząc się na Facebook'u. Na szczęście dziewczynki już sobie poszły rzucając, że jeszcze wpadną. Tony wyciągnął z kieszeni klucze i weszliśmy do domu. Na parterze był wielki salon połączony z kuchnią po lewej i jadalnią po prawej. Na podłodze leżał duży dywan leżący na środku pokoju. Wzdłuż trzech boków dywanu stały trzy kanapy, obok każdej szafki. Na przeciwległej ścianie do drzwi wisiał ogromny telewizor. Na kuchnię składał się blat ze zlewem, dwie szafki naścienne, lodówka, piecyk, panel indukcyjny i kuchenka mikrofalowa. W jadalni stał długi, przeszklony stół z dwunastoma krzesłami. Weszliśmy drewnianymi schodami. Na piętrze znajdowały się trzy pokoje i łazienka z wanną. Zajęłam najmniejszy pokój, przez ścianę z siostrą. Jako jedyna miałam wyjście na balkon. Weronice przypadł nieco większy, z regałem pełnym książek, a Tony i Cass wzięli największy pokój, ze wspólnym łóżkiem i sporym telewizorem wiszącym na ścianie. Każdy zostawił walizki w swoim pokoju i poszliśmy na poddasze. Prawie całą podłogę zakrywał puszysty, okrągły dywan. W kącie stało szerokie łóżko z szafką nocną, a w drugim kącie - przeszklona szafa z mnóstwem książek. Potem znów zeszliśmy na pierwsze piętro i każdy rozszedł się do swoich pokoi. Rozpakowałam walizkę i ułożyłam wszystko w szafie. Popatrzyłam na zegarek. Była 12. Postanowiłam, że się zdrzemnę. Kiedy się obudziłam była już 14. Zeszłam na dół i zaparzyłam sobie kawy. Wzięłam kubek, usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Zaraz dołączyła do mnie Weronika i reszta przyjaciół. Koło 20 Tony zniósł z poddasza trochę drewna przygotowanego przez właściciela na ognisko, Weronika ponacinała kiełbaski przywiezione z Polski. Ja przygotowałam koc a Cassidy zaparzyła nam herbaty i przelała w termos. Wzięliśmy wszystko i poszliśmy na jeziorko, co prawda trochę kuśtykałam, ale ta maść naprawdę pomogła. 

Wkrótce rozpaliliśmy ognisko i upiekliśmy kiełbaski. Kiedy zakończyliśmy konsumowanie zaczęliśmy śpiewać i opowiadać co wesołego przytrafiło nam się ostatnio.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Oto rozdział drugi :D Trzeci zaczynam pisać jak pod tym postem będzie 5 komentarzy. Dziękuję wszystkim, którzy to czytają. Mam jeszcze jedno pytanie. Co mam zmienić w stylu pisania, żeby rozdziały były lepsze? ~ Ola xx

czwartek, 6 czerwca 2013

Rozdział 1

Na wstępie chciałam podziękować za komentarze, to dużo dla mnie znaczy, a teraz już nie przynudzam. Życzę miłego czytania ;) ~ Ola xx


Od urodzin Weroniki minęły dwa miesiące. W tym czasie nie działo się nic nadzwyczajnego. Chodziliśmy do szkoły, kłóciliśmy się z Harriet i spędzaliśmy razem czas. Opowiadając w liczbie mnogiej mam na myśli moją paczkę. Jutro z rodziną wyjeżdżam do Holmes Chapel, więc teraz muszę się pakować. Zgarnęłam z szafki na podłogę kilka bluzek i zaczęłam przeglądać, które się nadają do wzięcia. Postanowiłam spakować zarówno te na cieplejsze dni i te na zimniejsze, bo w Anglii często pada i prognozy na przyszły tydzień nie były zbyt pomyślne. Teraz pora na spodnie ughhh no to 4 pary krótkich, 2 pary trzy-czwarte i 5 par długich. Butyyy...4 pary trampek i 2 pary na obcasie. Jeszcze tylko biżuteria i kosmetyki, kosmetyczkę mam przygotowaną, a w zeszłym roku dostałam od chrzestnej pudełko na pierścionki, kolczyki i takie pierdoły. Wezmę je całe przynajmniej zaoszczędzę czas, który przeznaczyłabym na wybieranie. Poza tym i tak jak zwykle bym o czymś zapomniała i potem marudziła, przez pół wyjazdu. Dobra, chyba już wszystko, to teraz bagaż podręczny. Wzięłam pierwszą lepszą torebkę i wrzuciłam do niej bluzę i poszłam do kuchni zrobić sobie coś do jedzenia. Wyciągnęłam z szafki chleb i posmarowałam go masłem na to położyłam plaster sera i ukroiłam kawałek pomidora. Po skończonej kolacji naparzyłam mi i siostrze herbaty. Wzięłam dwa kubki i poszłam na górę, aby jej zanieść. Zapukałam. Nic nie odpowiedziała. Zapukałam jeszcze raz, tym razem mocniej. Cisza...zaczęłam obawiać się o Weronikę. Zawsze mnie wpuszczała, a kiedy nie miała humoru darła się na cały dom "Nie ma mnie tu!! Przyjdź jak wrócę!!". Okej zapukam jeszcze raz, jak nie odpowie to wchodzę bez pozwolenia. Oczywiście co mi odpowiedziało?! CISZA!! Mam nadzieję, że nic jej się nie stało. O Boże, a jak ona się pocięła albo powiesiła. Pełna strachu weszłam do jej pokoju i co zobaczyłam? Weronikę leżącą na podłodze. Podeszłam bliżej, pochyliłam się nad nią, miała zamknięte oczy. Popatrzyłam na klatkę piersiową. Podnosiła się i opadała miarowo, a więc spała. Odstawiłam herbatę na jej szafkę nocną i wzięłam z jej łóżka poduszkę i koc. Podniosłam głowę siostry, wsunęłam poduszkę i okryłam ją kocem. Pamiętam jak była pięcioletnią smarkulą i zasnęła tak na podłodze w trakcie zabawy lalkami Barbie. Wzięłam ją na ręce i położyłam na łóżku, okryłam kołdrą. Teraz jest już za ciężka, żebym ją przenosiła, ale okrycie kocem nie stanowi wielkiego problemu. Patrzyłam tak na śpiącą i sączyłam herbatę z mojego kubka. Wspomnienia zaczęły wracać. Przedszkole, podstawówka gimnazjum...zawsze była ze mną, tak samo jak Cassidy i zawsze pojawiała się Harriet, która nam dogryzała. Czemu ona nas tak nienawidzi? Owszem my też jej nie uwielbiamy, ale na początku przedszkola zdaję się, że nie miałyśmy niczego przeciwko sobie, nawet razem się bawiłyśmy, więc co się stało? O co nam poszło? Nie przypominam sobie konkretnego zdarzenia, które mogłoby nas poróżnić. Oczywiście teraz już niczego nie naprawimy, nawet nie mam zamiaru jej przepraszać, po tych wszystkich krzywdach, które mi wyrządziła. Lecz nie byłam na nią wściekła za to co mi robiła, a za to co robiła Weronice. Ja po prostu olewałam co Harriet lub któraś z jej dziewczynek o mnie wygadywały, ale Werka była wrażliwą dziewczyną. Była, bo już nie jest. Za bardzo brała sobie do serca złośliwe uwagi prześladowczyni. Zamknęła się w sobie, stała się oschła dla innych. Straciła zaufanie do ludzi. Oczywiście nadal jest wspaniałą siostrą i przyjaciółką, ale nie tą samą co dawniej. Czasem widzę kiedy przy kolacji z rodzicami ociera pojedynczą łzę spływającą po jej policzku. Widzę jak się osuwa, każdego dnia jest coraz bliżej otchłani, z której jeszcze nikt się nie wydostał, ale nic z tym nie mogę zrobić i to mnie najbardziej boli. Ile bym zrobiła, żeby przez pięć minut szczerze się pośmiała, zapomniała o troskach życia i pomyśleć, że to co się z nią teraz dzieje, to wszystko wina jednej osoby. Za to chciałabym skończyć z Harriet raz na zawsze. Kiedyś przyjdzie taki dzień. W którym ja, Weronika, Cassidy, Tony będziemy szczęśliwi. Spotkamy się na placu zabaw kiedy nasze dzieci będą się razem bawić i powspominamy dobre chwile z dzieciństwa. Ale przed nami jeszcze daleka droga pełna niespodzianek i wystawienia przyjaźni na próbę. Jak to się zakończy? Tego nie wiem, ale każdego dnia, każdej nocy proszę o szczęśliwy koniec. Przed nami jeszcze całe życie, tyle przygód, tyle nowych znajomości, tyle porażek i rozczarowań, tyle zwycięstw i sukcesów to wszystko jest zapisane w kartach. Tyle tylko, że nikt nie ma do nich dostępu i są pełne białych kartek. Czemu? Bo przyszłość jest niepewna. Jedno wydarzenie, jedno słowo i już twe życie zmienia się o 180 stopni. Życie dało nam kartkę i ołówek, ale nie dało gumki więc żyj tak, żeby nie żałować ŻADNEJ chwili. Podeszłam do okna, popatrzyłam na niebo, było już ciemno, świeciły gwiazdy. Ktoś powiedział mi kiedyś, że po tamtej stronie zasiadają nasi przodkowie i pomagają w trudnych chwilach, więc dlaczego cię nie ma?! Czemu nie pomagasz?! W tej chwili rozpętał się wiatr, a chmury zasłoniły sklepienie niebieskie. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale wyszłam przed dom. Obeszłam budynek i znalazłam się na tyłach, gdzie mieliśmy ogromny ogród. Gdy znalazłam się na środku wśród traw ponownie zawiał wiatr i teraz na niebie ukazał się mój zmarły brat, a właściwie to jego duch z chmur nienaturalnych rozmiarów. Wiedziałam o nim tylko ja i starsze pokolenia rodziny. Nawet Weronika o nim nie wiedziała. Nie chcieliśmy, żeby się dowiedziała, za bardzo by to przeżyła.
- Czemu o mnie zapomniałaś?! - zapytał surowym tonem.
- Ale ja cały czas pamiętałam!
- Zapomniałaś kim jesteś, więc o mnie zapomniałaś. Tuż przed moją śmiercią obiecałaś, że zastąpisz mnie Weronice i będziesz ją traktowała lepiej niż królową. Tymczasem zobacz co się dzieje - teraz na niebie zobaczyłam wszystkie sceny na, których Harriet i jej przyjaciółeczki się z niej nabijają, potem jak moja siostra płacze i zmienia się w małą szarą myszkę, którą można pomiatać, aż w końcu nie wytrzymuje i zamyka się w sobie, staje się bezczelna i chamska dla innych. Tak nagle jak obrazy się pojawiły, tak szybko znikły i znów pojawił się duch. - Co mam powiedzieć? Może sama to skomentujesz?
- Przepraszam, ja się staram. Pomagam jej jak umiem, ale nie zawsze mogę być z nią. Rozumiesz?
- Nie obchodzi mnie to, nie dotrzymałaś danego słowa masz tydzień na poprawę. Potem pogadamy inaczej - to mówiąc znikł i niebo znów zajarzyło się milionami gwiazd. Przeszył mnie dreszcz. Poczułam, że marznę, więc poszłam do domu, przechodząc obok pokoju siostry zauważyłam, że zostawiłam drzwi otwarte, więc delikatnie pociągnęłam za klamkę i cicho przeszłam do swojego pokoju. W głowie tłukły się dziesiątki myśli. A co jeśli nie uda mi się pomóc Weronice? Co oznaczało to tajemnicze "pogadamy inaczej"? Czy powinnam iść spać czy dopakować siostrę? A może brat wróżył mi śmierć? Położyłam się na łóżku i oczy same mi się zamknęły. Zasnęłam płytkim niespokojnym snem. Otworzyłam oczy, weszłam do łazienki. Na półce leżała żyletka, czyżby tata jej używał? Wzięłam metal do ręki, przyłożyłam do nadgarstka, po ręce skapnęła kropla krwi. Przyciskałam coraz mocniej, teraz już całą rękę miałam we krwi. Zaczęłam tracić przytomność, czułam jak osuwam się na ziemię. Nagle zobaczyłam białe światło. Czy to śmierć? Z ubytku krwi dostałam drgawek. Znowu ciemność. Poczułam coś wilgotnego na powiekach i otworzyłam oczy. Ujrzałam stojącą nade mną Weronikę.
- Coś się stało? Strasznie się tej nocy darłaś i nie mogłam cię obudzić, nawet na szturchanie nie reagowałaś. Musiałam ci pokropić oczy wodą i dopiero to pomogło.
A więc to wszystko był sen? Spojrzałam na rękę. Ani jednej blizny. Rozejrzałam się teraz po pokoju i zobaczyłam walizkę i sporo ciuchów porozrzucanych po pokoju. To ostatnie mnie nie zdziwiło, ale walizka? Chcą mnie gdzieś wywieźć? A no tak! Przecież są wakacje i jutro wyjeżdżamy, a nie dzisiaj wyjeżdżamy. Zerwałam się z łóżka i nerwowo zaczęłam zbierać wszystkie porozwalane ubrania.
- Spokojnie! Jest jeszcze wcześnie - uświadomiła mi siostra.
- Ile mamy czasu?
- Śniadanie za godzinę, a potem jeszcze dwie, żeby się ogarnąć i jedziemy na lotnisko.
- Aaaa...no to spoko. A tak wogóle to jak się spało?
- Nie biorąc pod uwagę twoich krzyków to całkiem dobrze - uśmiechnęła się Werka.
- Przepraszam, ja nie chciałam cię obudzić, po prostu miałam koszmar.
- Oki. Nic się nie stało, i tak wstałam już wcześniej. To ja idę się odświeżyć i przebrać.
- To papa.
- Pa.
Weszłam do łazienki. Na półce leżała żyletka, tak jak w moim śnie. Wzięłam ją, wyszłam do ogrodu i zakopałam pod jabłonią. Potem wróciłam do domu umyłam zęby i ubrałam się w to:



 Zdążyłam się umalować, uczesać i zeszłam na śniadanie. W kuchni zastałam mamę. Powitała mnie słowami:
- Gotowa na przygodę życia?!
- Tak jest kapitanie! - odpowiedziałam.
- No! Moja córcia! Tylko mi przywieź jakiego przystojniaka z Anglii.
- Ale ty też jedziesz!
- No oczywiście, tak tylko mi się powiedziało. Jak już tu jesteś to mi pomóż i porozkładaj talerze i sztućce na stole.
- Się robi!
Tylko skończyłyśmy przygotowywać śniadanie, gdy przyszła Weronika, a zaraz za nią tata. Kiedy każdy się już najadł Weronika poszła się dopakować tata przynieść bagaże jego i mamy do samochodu, a ja z mamą posprzątałyśmy. Poszłam do pokoju w celu ostatnich poprawek i zniosłam na dół najpierw swoją, a potem Weroniki walizkę. Tata wziął bagaże, a ja poszłam jeszcze na chwilę na górę, do swojego pokoju. Spojrzałam na obrazek wiszący na prawo od łóżka. Delikatnie zdjęłam go ze ściany i moim oczom ukazał się już wyblakły rysunek na ścianie. To było wspólne dzieło moje i brata - Charlie'go. Przedstawiał on trzymające się za rękę dwoje dzieci - chłopca i dziewczynkę - trzymających się za ręce. Mimowolnie łza popłynęła po moim policzku. Tęskniłam za nim. Chciałam, żeby był teraz obok mnie jak na ścianie. Mieliśmy być na zawsze. Brat i siostra. Nierozłączni. Tymczasem wystarczyły dwie sekundy, aby nas rozdzielić na lata. Pamiętam ten dzień.
Wracaliśmy z placu zabaw. Po drodze trzeba było przejść przez bardzo ruchliwą ulicę. Wtedy nie było tam jeszcze kładki. Zapaliło się zielone. Bez oglądania się weszłam na pasy. W tym samym momencie na czerwonym jechał rozpędzony samochód. Zginęłabym pod kołami gdyby nie Charlie, który jednym krokiem mnie dogonił i popchnął na chodnik sam nie zdążając uciec przed rozpędzonym autem. Miał wtedy 7 lat, ja 4. Złapałam za rękę przechodzącą kobietę i błagałam o pomoc. Zdjęła ona - już zwłoki - Charlie'ego z ulicy i wezwała karetkę. Złapałam brata za rękę. Zaczęłam potrząsać jego ciałem wołając, aby się obudził. Wkrótce przyjechała karetka, wzięli go do szpitala. Tamta kobieta także wsiadła do ambulansu ciągnąc mnie za sobą. Już w trakcie przewozu lekarze przystąpili do reanimacji. Zaraz po przyjeździe do szpitala przetransportowali go do jakiejś sali. Kobieta została ze mną na korytarzu, powiedziała, że ma na imię Ewelina i zapytała się gdzie mieszkam. Nie zdążyłam odpowiedzieć kiedy z sali wyszedł lekarz i powiedział Ewelinie, że zgon nastąpił o godzinie 18:15 oraz zapytał jej się czy jest z rodziny. Opowiedziała mu co zaszło, a on dał jej odpowiednie dokumenty i powiedział, żeby powiedzieć rodzicom, że zwłoki mogą odebrać nawet dziś, a potem sobie poszedł. Ze zdziwieniem patrzyłam na panią Ewelinę. Wytłumaczyła mi, że mój brat jest już w niebie, a to co zostało na ziemi to tylko jego skorupa, potrzebna do uroczystego pożegnania go. Potem zapytała się co ma ze mną zrobić, a ja podałam jej karteczkę, którą miałam zawsze przy sobie w razie gdybym się zgubiła. Były wypisane na niej moje dane, adres zamieszkania i telefon do mamy. Kobieta zamówiła taksówkę i odwiozła mnie do domu. Kiedy dotarłyśmy na miejsce zapukała do drzwi, otworzyła mama. Kiedy dowiedziała się co się stało cała w łzach wzięła od Eweliny dokumenty, przytuliła mnie do siebie i podziękowała za pomoc. Tego samego dnia rodzice pojechali do szpitala, aby odebrać Charlie'ego, a następnego odbył się skromny pogrzeb. Tata pozbierał się po tygodniu, mama po miesiącu. Ja wtedy nie wiedziałam za bardzo co się tak naprawdę wydarzyło. Potem doszło do mnie, że nie ujrzę już mego brata. I tak by się stało gdyby nie wydarzenie z wczorajszego wieczoru. Popatrzyłam na narysowanego na ścianie chłopca. Jego usta zdawały się poruszać. Przysłuchałam się i do moich uszu doszło ciche "pamiętaj". Zakryłam malowidło z powrotem, bo z dołu dobiegło mnie głośne wołanie taty. Wzięłam torebkę i wybiegłam przed dom. Wszyscy już siedzieli w samochodzie, gotowi do odjazdu. Otworzyłam drzwiczki i usiadłam obok siostry. Ruszyliśmy Mercedesem ze wspaniałym przyspieszeniem (tak, musiałam xd ~ Ola xx). Po pół godzinie byliśmy na lotnisku, przy hali odlotów, na lotnisku. Bardzo się zdziwiłam bo tyłem do nas dwójka ludzi bardzo przypominająca wyglądem Tony'ego i Cassidy. Po chwili się odwrócili i moje podejrzenia się sprawdziły, ale co oni tu robili?
- NIESPODZIANKA!!! - zawołali przyjaciele i rodzice.
Patrzyłam się to na mamę, to na tatę pytającym wzrokiem. Mama zaczęła wszystko tłumaczyć:
- Jesteś już dorosła, Werka prawie, Postanowiliśmy, że jesteście na tyle odpowiedzialne, aby pojechać bez nas na wakacje! Zamiast nas pojadą z wami Cass i Tony i jak podoba się?
Uściskałam ją mocno, potem tatę. Jedno mnie jeszcze zdziwiło:
- Czemu Cass i Tony nie mają walizek? Czemu wy macie bagaż skoro i tak nie lecicie.
- Otóż te bagaże nie są nasze tylko twoich przyjaciół. Udawaliśmy, że są nasze, żeby nie wzbudzać twoich podejrzeń - tym razem wyjaśnił tata.
- Myślałam, że już się wygadałam przed śniadaniem, ale na szczęście nie wpadłaś na nasz pomysł i wszystko poszło według planu.
Teraz płakałam, ale ze śmiechu jeszcze raz uściskałam rodziców, tak samo Werka. Wszyscy wzięli swoje walizki, pomachałam rodzicom i poszliśmy drukować bilety i oddawać bagaże, do do odlotu zostało tylko półtorej godziny, a trzeba było jeszcze przejść kontrolę. Załatwiliśmy wszystkie sprawy i po godzinie znaleźliśmy się w strefie, z której nie można już wychodzić. Kupiłam wszystkim wody i poszliśmy do toalety. Wyrobiliśmy się akurat, bo już zaczynali wpuszczać do samolotu. Mieliśmy wylądować na lotnisku w Londynie, a stamtąd zabrać nas miała taksówka i podwieźć pod sam dom, który rodzice wynajęli, jak się od  Cass dowiedziałam, na miesiąc. Szliśmy teraz przez "rękaw" do samolotu. Odnaleźliśmy swoje miejsca, na szczęście wszyscy siedzieliśmy w jednym rzędzie. Usiedliśmy, zapieliśmy pasy i czekaliśmy na start.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Koniec Rozdziału 1 :D Mam nadzieję, że się podobało. Pisałam sześć godzin, naprawdę xd robiłam sobie tylko małe przerwy, żeby się napić albo coś zjeść. Dziękuję wszystkim za komentarze, to dla mnie bardzo ważne. Nawet nie wiecie jakiego daje "kopa" do pisania, a teraz dziękuję za uwagę, czekam na kolejne komentarze ;) Życzę miłego dnia. ~ Ola xx
Włączcie sobie głos i zobaczcie to : 

Little Mix dodały filmiki na których ...

''Śmieją się'':

https://vine.co/v/b3LtWhBhT39

https://vine.co/v/b3LTYvaY13n

"Złoszczą":

https://vine.co/v/b3LtuDwzFU1

"Płaczą":
https://vine.co/v/b3LTlqOIrYV


~ Horaaan ;***