czwartek, 11 lipca 2013

Rozdział 2

Ten rozdział chciałam zadedykować Oktawii <3 jest najlepszą przyjaciółką jaką można sobie wymarzyć i ulubioną udostępniającą się osobą na stronie Pięciu chłopców jedno szczęście - 1D. DZIĘKUJĘ :* ~ Ola xx
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Samolot ruszył. Wjechaliśmy na pas i wystartowaliśmy. Przez sobą usłyszałam znajome głosy. Przysłuchałam się, a kiedy stwierdziłam, że ludzie przed nami mówią po angielsku mocno się zdziwiłam. Odpięłam pasy, stanęłam i pochyliłam się nad głowami siedzących z przodu. Przyglądałam się dobre pięć minut, aż siedzący brunet podniósł głowę. Spojrzałam mu w oczy, a on mi. Nie, na pewno coś mi się pomyliło, nie znam nikogo o takim wyglądzie. Opadłam rozczarowana na fotel. Zaraz potem podeszła stewardessa i podała mi batonik, kanapkę i colę. Wzięłam książkę "Siła marzeń. Życie w One Direction" i zaczęłam czytać. Nagle poczułam jak ktoś się nade mną nachyla. Był to ten sam brunet nad którym ja zawisłam wcześniej. Zdziwiło mnie kiedy zapytał się:
- Can I get it?
Oczywiście zrozumiałam, że chce książkę, więc mu ją podałam. Po chwili znów mi ją oddał, ale odeszła mnie ochota na czytanie. Wsunęłam ją do torebki i zagadałam do siostry:
- Jak się leci?
- Całkiem fajnie, szczerze to trochę inaczej wyobrażałam sobie lot - no tak, przecież ona leci po raz pierwszy.
Wkrótce wylądowaliśmy, odebraliśmy bagaże i wsiedliśmy do taksówki. Ledwie wyjechaliśmy niebo zasłoniły chmury i zaczęło padać. Szyby zaparowały, a ja zaczęłam rozmyślać o wczorajszym "objawieniu". Wcześniej nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo tęsknię za bratem. Żeby zająć czymś czas przejechałam palcem po szybie.

Za godzinę dojedziemy na miejsce i zaczną się wakacje. Najlepsze wakacje życia. TAK! Wykorzystamy ten czas najlepiej jak się da! Byłam zmęczona, oczy same się zamykały, po krótkiej walce zasnęłam. Miałam dziwny sen, słyszałam czyjeś śmiechy, wkoło mnie zaczęły latać wielkie głowy Harriet i reszty, nagle się na mnie rzuciły i zaczęły zgniatać, aż w końcu stałam się taka mała jak mrówka i przyszedł jakiś pająk i zaczął mną potrząsać, a potem się obudziłam i zobaczyłam , że to Weronika mną potrząsa. Dojechaliśmy na miejsce, spojrzałam na niebo. Świeciło słońce i były tylko trzy małe obłoki. Wyjęliśmy walizki z bagażnika, po czym taksówka odjechała. Okazało się, że mieszkać nie będziemy w ciasnym mieszkaniu w centrum miasta, lecz w jednym z pięciu takich samych domów drewnianych. Miały one dwa piętra, oraz oddzielone były sporymi ogrodami. Zanieśliśmy walizki na werandę i postanowiliśmy się rozejrzeć po okolicy. Jak się okazało od Holmes Chapel to była tylko wymówka rodziców, a tak naprawdę mieszkaliśmy niedaleko morza. Za domkami rozciągała się spora polana na środku której mieścił się staw. Ze wszystkich stron widać było nieco oddalony las, a za nim miało być morze. Cieszyłam się, że odpocznę od zgiełku miasta na łonie natury.
- Kto ostatni ten zgniłe jajo!! - to Cassidy zaczęła biec do niewielkiego jeziorka.
Zaraz za nią ruszyła Weronika ja i Tony. Wychodziłam już na prowadzenie, kiedy potknęłam się o coś wystającego i runęłam jak długa na ziemię. Obejrzałam się w poszukiwaniu sprawcy mojego upadku. Okazał się nim być kopiec kreta. Zaczęłam się śmiać, a reszta odebrała to chyba za płacz, bo zaraz przybiegli mi z pomocą. Poinformowałam ich, że to nic takiego, po prostu się potknęłam, ale nie zdążyłam jeszcze całkiem wstać kiedy już leżałam na ziemi. Syknęłam z bólu. Popatrzyłam na kostkę u lewej nogi. Była napuchnięta i strasznie bolała.
- Ho-ho-ho pierwszy dzień się jeszcze nie skończył, a tu już kontuzja.
- To nic takiego. - zapewniłam Cassidy - Skoro już jesteśmy tak blisko to może pójdziemy obejrzeć jeziorko, a potem wrócimy i zabandażuję sobie nogę czy coś?
- Nie ma mowy! - odpowiedziała Cass. - Idziemy do domku!
- Nie panikuj, aż tak bardzo nie boli! Dam radę przejść te pare metrów.
- No dobra, ale z Tony'm będziemy cię podpierać.
Nawet nie próbowałam się sprzeciwić. Wiedziałam, że bez nich daleko nie zajdę. Dzięki pomocy przyjaciół bez większego wysiłku doszliśmy do stawu. Był przepiękny. Chętnie zostałabym tu jeszcze dłużej, ale było jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia. Droga powrotna była już mniej ciekawa. Zatrzymywaliśmy się dwa razy, a kostka zaczęła jeszcze bardziej boleć. Kiedy w końcu dotarliśmy do domku usiedliśmy na schodkach prowadzących do werandy. Weronika zaczęła grzebać w torbie, po chwili wyciągnęła apteczkę.
- Proszę - wyciągnęła do mnie rękę z jakimiś bandażami. - To jest specjalna opaska, dzięki niej noga nie będzie cię tak bardzo boleć.
- Dzięki, na tobie zawsze można polegać. Zresztą na was wszystkich.
Przytuliliśmy się a potem rozsznurowałam byty i założyłam opaskę na kostkę.
- Zaczekaj! Najpierw posmaruj tym - to mówiąc podała mi do ręki jakąś maść. - Nie tylko działa znieczulająco, ale też zwalcza ból czy coś w tym stylu, żeby pomogło będziesz musiała smarować nogę trzy razy dziennie.
- No oki, jeśli ma mi pomóc to mogę smarować i pięć.
- Zauważyliście, że koło stawu jest specjalne miejsce na rozpalenie paleniska? - spytała Cassidy.
- No rzeczywiście, to może zrobimy takie powitalne ognisko? - zaproponował Tony.
- Z miłą chęcią.
Usłyszeliśmy dobrze znany nam głos. Zza krzaków wyłoniła się Harriet z Becky i Tiny'ą. Skąd ona się tu do choroby wzięła? Jeszcze tego nam brakowało.
- Gdzieś zgubiła Christine? Czyżby znudziło jej się bycie twoim cieniem? - zapytałam.
- Dla twojej wiadomości, to Christine jest w domku, bo źle się poczuła - warknęła Tiny.
- Spokojnie Tiny, nie ma co tracić nerwów na tych wsiurów - rzuciła Harriet.
- Wsiurów? I kto tu jest wsiurem? Ja pochodzę ze Stanów, a reszta urodziła się w centrum miasta! - odpysknęłam.
- Ola spokojnie, nie zwracaj na nie uwagi - próbowała uspokoić mnie siostra, ale ja już wrzałam. 
- No właśnie Aniołku! - dorzuciła się Becky.
Tego już było za wiele! Wstałam i już miałam dorwać Harriet, kiedy upadłam na ziemię. Skrzywiłam się z bólu. Czemu akurat teraz? Ała moja kostka. Zaraz Tony z Cass mnie podnieśli, a dziewczyneczki mało co się nie zadławiły tym swoim śmiechem.
- Skąd wy się ty tak właściwie wzięłyście, co? - zaczepiła je Weronika.
- Mamy wakacje, a co gówniaro? Masz jakiś problem? - warknęła Harriet.
Zaczęłam się domyślać o co chodzi. Moi rodzice przyjaźnili się z rodzicami Becky. Mogli prze przypadek podczas rozmowy rzucić parę słów o planach na wakacje. Rodzice Becky jej to przekazali, a ona już poleciała do Harriet i jej mamuśka załatwiła co trzeba. Świetnie, po prostu znakomicie! Miały być najlepsze wakacje życia, a okazuje się, że będzie kolejne kilka tygodni użerania się z Harriet. I do tego jeszcze ta kostka, już wolałabym przesiedzieć całe wakacje przed komputerem, nudząc się na Facebook'u. Na szczęście dziewczynki już sobie poszły rzucając, że jeszcze wpadną. Tony wyciągnął z kieszeni klucze i weszliśmy do domu. Na parterze był wielki salon połączony z kuchnią po lewej i jadalnią po prawej. Na podłodze leżał duży dywan leżący na środku pokoju. Wzdłuż trzech boków dywanu stały trzy kanapy, obok każdej szafki. Na przeciwległej ścianie do drzwi wisiał ogromny telewizor. Na kuchnię składał się blat ze zlewem, dwie szafki naścienne, lodówka, piecyk, panel indukcyjny i kuchenka mikrofalowa. W jadalni stał długi, przeszklony stół z dwunastoma krzesłami. Weszliśmy drewnianymi schodami. Na piętrze znajdowały się trzy pokoje i łazienka z wanną. Zajęłam najmniejszy pokój, przez ścianę z siostrą. Jako jedyna miałam wyjście na balkon. Weronice przypadł nieco większy, z regałem pełnym książek, a Tony i Cass wzięli największy pokój, ze wspólnym łóżkiem i sporym telewizorem wiszącym na ścianie. Każdy zostawił walizki w swoim pokoju i poszliśmy na poddasze. Prawie całą podłogę zakrywał puszysty, okrągły dywan. W kącie stało szerokie łóżko z szafką nocną, a w drugim kącie - przeszklona szafa z mnóstwem książek. Potem znów zeszliśmy na pierwsze piętro i każdy rozszedł się do swoich pokoi. Rozpakowałam walizkę i ułożyłam wszystko w szafie. Popatrzyłam na zegarek. Była 12. Postanowiłam, że się zdrzemnę. Kiedy się obudziłam była już 14. Zeszłam na dół i zaparzyłam sobie kawy. Wzięłam kubek, usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Zaraz dołączyła do mnie Weronika i reszta przyjaciół. Koło 20 Tony zniósł z poddasza trochę drewna przygotowanego przez właściciela na ognisko, Weronika ponacinała kiełbaski przywiezione z Polski. Ja przygotowałam koc a Cassidy zaparzyła nam herbaty i przelała w termos. Wzięliśmy wszystko i poszliśmy na jeziorko, co prawda trochę kuśtykałam, ale ta maść naprawdę pomogła. 

Wkrótce rozpaliliśmy ognisko i upiekliśmy kiełbaski. Kiedy zakończyliśmy konsumowanie zaczęliśmy śpiewać i opowiadać co wesołego przytrafiło nam się ostatnio.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Oto rozdział drugi :D Trzeci zaczynam pisać jak pod tym postem będzie 5 komentarzy. Dziękuję wszystkim, którzy to czytają. Mam jeszcze jedno pytanie. Co mam zmienić w stylu pisania, żeby rozdziały były lepsze? ~ Ola xx

5 komentarzy:

  1. Świetny :) Nie mogę się doczekać następnego <3

    _______________________________________________________
    Zapraszam już na 1 rozdział mojego opowiadania
    wiem , że skomentowałaś prolog więc cię informuje :D
    http://one-second-change-life.blogspot.com/2013/07/rozdzia-1.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Super :) Nie mogę się doczekać jak dodasz kolejny

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny, czekam na kolejną część <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurczę ja już mam 2 a ty co :D Haha Zapraszam na 2 rozdział i czekam z niecierpliwością na twój 3 <3

    http://one-second-change-life.blogspot.com/2013/07/rozdzia-2.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za komentarze <3 to naprawdę mobilizuje do pisania

    OdpowiedzUsuń